wtorek, 16 lipca 2013

Epilog


Rok później

Majka dała Marcinowi kolejną szansę. Piłkarz nie miał najmniejszego zamiaru jej zmarnować i stał się idealnym partnerem i ojcem. Jego zaangażowanie w wychowanie Zosi było, aż za duże, a pomoc w tym jego pociech z małżeństwa z Joanną była zadziwiająca. Mimo braku akceptacji ze strony ich rodzin nie pozwolili na to, aby ich miłość ucierpiała. Z każdym dniem stawali się dla siebie coraz bardziej tajemniczy, dla wielu mogłoby wydawać się to nieracjonalne i chore w dążeniu do ideału związku, ale im to pomagało. Uwielbiali w sobie te momenty zaskoczeń. 

Marin niestety nie mógł już grać w Brukseli i zdecydował się na zmianę klubu, opuszczając przy tym kraj i powracając do Polski. Razem z Mają i dziećmi zamieszkał we Wrocławiu i znalazł tam klub, który miał zamiar zasilać do końca swej kariery. Niektórzy zabawowo wspominali, że Wasyl wraca na stare śmieci. Jak dla Marcina te przysłowiowe "stare śmieci" były idealnym rozwiązaniem. Bardzo szybko zapewnił sobie podstawowe miejsce w składzie Śląska i zgarniał z drużyną kolejne trofea. 
Majka została ordynatorem chirurgi we wrocławskim szpitalu i tak jak jej ukochany miała zamiar pozostać tam do końca. 

Jeszcze zaledwie kilka lat temu żadne z nich nie wiedziało o swoim istnieniu, a po poznaniu się nie sądziło, że będą razem. Jednak los połączył ich miłością początkowo burzliwą, która z czasem zmieniała się w opanowaną i pewną. Historia tej dwójki jest idealnym przykładem tego, że WIEK TO TYLKO LICZBA. 



Nie sądziłam, że zakończę to opowiadanie tak szybko, ale nie miałam zielonego pojęcia na dalszy rozwój akcji. Taki epilog planowałam już od początku i szczerze jestem z niego zadowolona, gdyż to jedyna rzecz, która mi się w tym opowiadaniu udała. Dlaczego Wrocław? Po pierwszy uwielbiam to miasto, a po drugie WKS to najwspanialszy klub i marzę o tym, aby móc zobaczyć Marcina w jego barwach i z tego powodu postanowiłam cząstkę tego marzenia przenieść właśnie tutaj. :)
Dziękuje Wam za to, że tu zaglądaliście, było Was niewielu, ale dawaliście mi mocnego kopa motywacji za każdym razem. 

A tu Marcin w Śląsku Wrocław ponad 10 lat temu: :)

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 8

Majka
Straciłam panowanie nad kierownicą, a moje auto uderzyło w drzewo. Na szczęście nie mi się nie stało. Wyszłam z samochodu i wyjęłam z kieszeni telefon. Nie miałam pojęcia gdzie zadzwonić. Wybrałam numer Marcina. Uznałam, że najlepiej będzie wykonać telefon do niego. Odebrał po kilku sygnałach i obiecał być za kilka minut. Czas oczekiwania na niego niemiłosiernie mi się dłużył. Dopiero wtedy zobaczyłam, że mam zakrwawione ręce i twarz. Rozpłakałam się jak dziecko i usiadłam pod drzewem po przeciwnej stronie jezdni. Po dziesięciu minutach zjawił się Marcin.

Marcin
Kiedy zadzwoniła i roztrzęsionym głosem powiedziała, że miała wypadek od razu wsiadłem do samochodu i pojechałem na miejsce, które mi wskazała. Po kilku minutach byłem już na miejscu. Siedziała pod drzewem cała we krwi i płakała. Podbiegłem do niej i w tym samym czasie dzwoniłem na pogotowie. Uklęknąłem obok i mocno ją przytuliłem.
-Przepraszam-powiedziała cichym głosem przez łzy.
-Cii. Nie płacz. Nic się nie stało przecież.-odparłem i w tym momencie zjawiła się karetka. Zabrali Maje do szpitala, a ja poczekałem jeszcze chwilę na lawetę, która zabrała jej rozwalone auto. Zaraz po tym pojechałem do szpitala.

Maja
Zrobili mi kilka badań, opatrzyli rany i pozwolili wrócić do domu. Kiedy wyszłam z gabinetu na poczekalni czekał na mnie Marcin. Byłam mu strasznie wdzięczna za to, że przyjechał tak szybko. Podeszłam do niego i przytuliłam.
-Dziękuję Ci-powiedziałam odklejając się od niego.-Zawieziesz mnie do Gosi? Muszę od niej odebrać mała.
-Nie masz za co.-na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.-Jasne. Chodźmy już.-odpowiedział i pozwolił mi chwycić się pod rękę.
Kiedy przyjechaliśmy do Gosi ta nie kryła zdziwienia, że jesteśmy tam razem. Wyjaśniłam jej, ze miałam wypadek i Marcin mi pomógł na co ona zaczęła panikować i oglądać mnie z każdej strony. Dopiero po pokazaniu wyników dała mi spokój. Wzięliśmy Zosię i chcąc nie chcąc byłam zadana na Marcina. Poprosiłam go, żeby został u mnie na noc. Była to dla mnie dość niekomfortowa sytuacja, ale nie chciałam być sama. Bałam się, że zasłabnę, a Zosią nie będzie miał się kto zająć. Na szczęście Wasyl zgodził się zostać i spędzić resztę nocy na kanapie.

Kolejne dni niosły za sobą samo dobro. Mogłam normalnie pracować, a Marcin bardzo zaangażował się w życie Zosi. Jego dzieci zaakceptowały małą co bardzo mnie cieszyło. Przez to dużo czasu spędzałam z nimi i Marcinem. Jednak w pewien sposób cieszyło mnie to. Znowu mogłam plotkować z Zuzią i robić jej warkoczyki. A poza tym mogłam przebywać blisko niego. Miałam straszną ochotę rzucić się mu na szyję, pocałować i ponownie zaufać, ale bałam się. Bałam się, że po raz kolejny mnie zawiedzie i nie dotrzyma żadnych obietnic.

W końcu zdobyłam się na odwagę i postanowiłam z nim porozmawiać.
-Umarła?-w pewnym momencie zadał mi pytanie, które wprawiło mnie dość dziwny nastrój.
-Ale kto?-nie miałam pojęcia o co mu chodziło.
-Szansa na to, że razem będziemy jeszcze szczęśliwi.-kiedy wypowiedział te słowa poczułam bolesny ucisk w sercu.
-Marcin...


Rozdziały w moim wykonaniu nigdy nie były i nie będą perfekcyjne, ale ogromną radość sprawia mi pisanie tego ścierwa i dzielenie się nim z Wami. Nie mam zielonego pojęcia jak dajecie radę to czytać, bo ja bym chyba wymiękła po samym prologu.

A tak poza tym to przeżywam dzisiaj kryzys o nazwie: "Brak Mario". Dopiero teraz doszło do mnie, że nie zobaczę do już w żółto-czarnych barwach. Do dzisiaj miałam jakieś złudne myśli...
http://24.media.tumblr.com/ccd085045e0b34e73139b1dcb31a19d0/tumblr_mo5n7thIqN1s6wtm5o1_500.gif  Nie wyobrażam sobie nie oglądać tego ich obstukiwania się....;c

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 7

Majka
-Kpisz sobie ze mnie?!-krzyknął i złapał mnie za nadgarstki, a ja aż wzdrygnęłam bojąc się, że po raz kolejny mnie uderzy. Momentalnie oczy mi się zaszkliły.
-Proszę...nie-mówiłam przez płacz, a on tak po prostu mnie puścił i wszedł do salonu siadając na kanapie.
Jego reakcja była dla mnie czymś nieprawdopodobnym. Bałam się, ale poszłam tam za nim.
-Majka, posłuchaj mnie.-odezwał się kiedy usiadłam na fotelu.-Wiem, że to moje zachowanie było nieodpowiednie, ale to też moja córka.
-Nieodpowiednie?!-krzyknęłam-Zachowałeś się jak ostatni cham, prostak. Rozumiem gdybyś olał mnie, ale czym zawiniła Ci Zosia?!
-Ale chcę to do cholery naprawić!-krzyknął podnosząc się z miejsca. W tym momencie rozległ się płacz małej. Wasyl popatrzyła na wyczekująco.
-Pójdę po nią.-powiedziałam cicho i zniknęłam za drzwiami jej pokoju. Wzięłam ją na ręce i wróciłam do salonu. Z wielkimi obawami podałam ją Marcinowi. Uważnie jej się przyglądał.
-Jest śliczna. Strasznie podobna do Ciebie.-mówił uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech.-Maja, daj mi szansę. Proszę. Ostatnią. Przysięgam, że jej nie zmarnuje.-na dźwięk jego słów głośno wypuściłam powietrze.
-Nie.-wycedziłam z siebie tylko to jedno słowo. Kochałam go, dalej go kochałam, ale za bardzo mnie skrzywdził. Zbyt wiele wycierpiałam, aby teraz mu to odpuścić.
-Mogę się z nią widywać?-zapytał. W jego głosie słychać było nadzieję.
-Tak, przecież to Twoja córka. Chyba, że mi nie wierzysz, to już nie mój problem.
-Wierzę.-odparł.-Mógłbym z nią teraz chwilę tu pobyć?
-Jasne. Może jednak napijesz się czegoś?-zapytałam z nadzieją, że o coś poprosi. Przebywanie w jego towarzystwie nie było dla mnie komfortowe.
-Kawy jeśli mogę.
-To ja idę do kuchni.-ociągałam się jak tylko mogłam, aby spędzić z nim jak najmniej czasu. Jednak po piętnastu minutach wróciłam, bo nie chciałam wyjść na skończoną idiotkę.
Nie rozmawialiśmy ze sobą. Marcin bawił się z Zosią, a ja siedziałam wpatrzona w nich jak w obrazek.
Po godzinie Wasyl twierdząc, że nie chce się narzucać opuścił moje mieszkanie a ja odetchnęłam z ulgą.

Następnego dnia obudził mnie nieznośny budzik. Zrezygnowana wstałam wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Zosia obudziła się po kilkunastu minutach, nakarmiłam ją, przebrałam i włożyłam do nosidełka. Zwiozłam moją córeczkę do siostry i pojechałam do pracy. Dzień był niezwykle męczący. Dwie operacje i tabun pacjentów. Skończyłam dopiero o 22. Ze szpitala dosłownie wybiegłam, od razu wsiadłam do samochodu i odjechałam z parkingu z piskiem opon. Dobrze, że nie było ruchu, bo dzięki temu mogłam jechać trochę szybciej. Chciałam jak najszybciej odebrać Zosię od Gosi, bo wiedziałam, że ta jutro na rano idzie do pracy. Licznik w moim samochodzie przekroczył 150 km/h, a ja nadal przyspieszałam. Nie do ukrycia było również to, że najlepszym kierowcą nie była. W kilka chwil zaczęło padać, a ja straciłam panowanie nad kierownicą.


Po ponad miesiącu udało mi się napisać ten rozdział. Jestem z tego powodu przeszczęśliwa i wiem, że nie jest on idealny. Poza tym nie mam zielonego pojęcia, czy ktoś z Was pamięta jeszcze o tej historii. 
Jeśli tu zajrzycie to miły byłby komentarz. Nie wiem, czy chcecie, abym wróciła....

niedziela, 28 kwietnia 2013

Zawieszam

Nie wiem, czy robię dobrze, ale muszę zawiesić to opowiadanie. Nie mam pomysłu na jego dalszą część. Starałam się napisać kolejne rozdziały, ale mi nie szło. Mam nadzieję, że kiedyś coś mnie natchnie i wpadnę na pomysł dalszego rozwoju akcji w tym opowiadaniu.
Dziękuję wszystkim czytającym i komentującym. Pozdrawiam i do zobaczenia ;)

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 6

Majka
Nie wychodziłam z domu już kilka tygodni. Marcin dał już spokój i odpuścił. Od trzech dni nie dzwoni i nie przychodzi. Postanowiłam pozbierać się i pójść do szpitala. Miałam nadzieję, że nie stracę tej pracy, chciałam wszystko odkręcić i wrócić. Musiałam utrzymać z czegoś siebie i dziecko. Jednak się przeliczyłam.
Poroznosiłam podania o pracę po kilku szpitalach i przychodniach. Wszędzie obiecano, że oddzwonią, ale telefonu jak nie było tak nadal nie ma.
Dowiedziałam się, że moje maleństwo to dziewczynka. Cieszyła mnie ta wiadomość, ale i nieco przybijała. Za każdym razem gdy o niej myślałam miałam przed oczyma Marcina. Mimo tego co mi zrobił nadal go kocham. Nie potrafię o nim zapomnieć. Tęsknię za nim...cholernie tęsknie, ale on już na pewno nawet o mnie nie pamięta...

6 miesięcy później
Gosia strasznie mi pomaga. To dzięki niej mam siły do życia. Oczywiście ciągle wypomina mi błędy, jak to siostra, ale wspiera mnie i za to ją kocham. Dzisiaj rano strasznie bolał mnie brzuch, więc pojechałyśmy do szpitala. Zaczęłam rodzić. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Moje myśli krążyły tylko wokół tego, że nie dam rady. Gosia została n a korytarzu, a mnie zawieziono do sali. Urodziłam naturalnie, piękną i zdrową córeczkę. Byłam szczęśliwa. Nie było przy mnie Marcina, ale mam ją. Moją malutką Zosię.
Ze szpitala wyszłam po trzech dniach. Jednak bardzo zdziwiło mnie to, że przyjechał po mnie Darek. Powiedział, że Gosia go poprosiła. Nie wiedziałam czy się pogodzili, ale skoro sam nie powiedział to nie pytałam. Przez pierwszych kilka dni Gosia ciągle była u mnie, bo bałam się sama zajmować Zosię, ale później weszłam w wprawę i nie miałam z tym żadnych problemów.

Dzisiaj wybrałam się na pierwszy spacer z moją córeczką. Ubrałam ją w ciepłe ubranka, bo jesienna pogoda dawała o sobie znać. Sama również ubrałam się cieplej i wyszłyśmy spacerować ulicami Brukseli.
Byłyśmy w parku i centrum handlowym na małych zakupach. Rozpogodziło się więc poszłam po raz drugi do parku i usiadłam na ławce karmiąc małą. Jednak bardzo szybko pożałowałam swojej decyzji.
Na parkowym placu zabaw bawiła się Zuzia, a kilka ławek ode mnie siedział Marcin. W duchu modliłam się o to, aby mnie nie zobaczył. Nie chciałam z nim rozmawiać, a tym bardziej nie chciałam, aby zobaczył naszą córkę. Jak najszybciej się dało nakarmiłam ją i włożyłam do wózka. Już wstawałam z ławki gdy usłyszałam głos Gośki.
-Maja!-krzyknęła-Poczekajcie.-szła razem z chłopcami, którzy od razu pobiegli się bawić i rozmawiali z Zuzią.
-Muszę iść, spieszy mi się.-rzuciłam tylko i zaczęłam iść w kierunku domu, gdy zobaczyłam Marcina idącego w naszą stronę.
Obejrzałam się i zobaczyłam jak rozmawia z moją siostrą. Teraz byłam już niemalże pewna, że będę musiała się z nim spotkać. Wiem, że Gosia nigdy nie odpuszcza i dopina swego.

Zosia zasnęła w wózku, nie przenosiłam jej do łóżeczka, bo nie chciałam jej obudzić. Usłyszałam dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to Gośka przyszła m prawić morały, bo jak na Marcina to zbyt szybka reakcja. Jednak gdy otworzyłam drzwi bardzo się zdziwiła.
-Możemy pogadać?-zapytał Wasyl wpraszając się do mojego mieszkania.
-A mam inny wybór?-zapytałam retorycznie.-Napijesz się czegoś?-starałam się być opanowana.
-Nie. Gdzie ona jest?
-Śpi.-odpowiedziałam, wiedząc, że chodzi mu o Zosię. Zapanowała między nami chwila ciszy.
-Sądziłem, że mnie wrabiasz, ale Gośka jest bardzo przekonująca.
-Super. Coś jeszcze?
-Chcę ją zobaczyć.
-Nie zobaczysz jej, nigdy.
-Bo? To też moje dziecko, nie zapominaj o tym!
-Tak? A gdzie byłeś przez te pieprzone kilka miesięcy?! Potrzebowałam Cię, ale ty uważałeś to za problem, więc spier*alaj z mojego i jej życia! Nie potrzebuje takiego ojca jak ty!
-Kpisz sobie ze mnie?!-krzyknął i złapał mnie za nadgarstki, a ja aż wzdrygnęłam bojąc się, że po raz kolejny mnie uderzy....

Zosia, jej wózek i pokój :)





_________________________________________________________________________________
 Chcecie, żeby Majka z Marcinem wrócili do siebie już teraz czy później? 
A może chcecie, żeby w ogóle się nie pogodzili?
Piszcie co wolicie, aby się stało :)

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 5

Marcin
Chciałem porozmawiać z Gosią, ale gdy tylko zobaczyła mnie pod drzwiami dom jej rodziców zwyzywała mnie i nie dając dojść do słowa zatrzasnęła przed nosem drzwi. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Poprosiłem rodziców, żeby zajęli się dziećmi a ja wieczorem poleciałem do Brukseli. Od razu po wylądowaniu na lotnisku udałem się do mieszkania Mai. Wiedziałem, że jest w środku, jednak nie otwierała. Dosłownie waliłem pięściami w drzwi i dopiero wtedy mi je otworzyła.

Maja 
Otworzyłam drzwi a za nimi stał Wasyl.
-Marcin?-zapytałam nie ukrywając zdziwienia.
-Mogę wejść?-zapytał 
-Tak, wchodź. Ale dlaczego nie jesteś w Krakowie?
-Bo przyjechałem do Ciebie. Powiesz mi co się stało, że tak nagle wyjechałaś? Nie ściemniaj, że praca, bo..
-Pokłóciłam się z Gośką i rodzicami.-wypaliłam jak najszybciej umiałam  i siadając ukryłam twarz w dłoniach.
-Jak to? Dlaczego?-zapytał przytulając mnie-Nie płacz.
-Gośka uważa, że nie powinniśmy być razem.
-Powiedziałaś jej. A czemu tak uważa?
-Bo jesteś ode mnie starszy. A poza tym przez jej wymysły moi rodzice wyrobili sobie o tobie złą opinię. Już od razu jak weszłyśmy do domu nagadała matce jakiś głupot!
-Nie przejmuj się tym. Chociaż w sumie się jej nie dziwę. Może mieć rację.
-Co?!
-No niby nie mam 50 lat, ale mam dwójkę dzieci. A ty jesteś młoda, masz przed sobą całe życie. Powinnaś się wyszaleć, a nie..
-Zamknij się! Nie będziesz mi mówił co powinnam a co nie! Kocham Cię i mam w dupie to co powiedzą o tym moi rodzice, Gośka czy ktokolwiek inny! Nie mam ochoty szaleć, bo wolę być z Tobą. Jesteś dla mnie kimś kogo w życiu nigdy wcześniej nie miałam! Zawsze mi pomagasz i mnie wspierasz! I jeśli powiesz jeszcze chociaż jedno słowo na temat dzieci czy naszym wieku to przysięgam, że osobiście moimi własnymi dłońmi poprzestawiam Ci kości twarzy! Rozumiesz?!-krzyczałam 
-Rozumiem, ale uspokój się. Proszę.-powiedziała spokojnie.-Też Cię kocham wariatko.
-Przepraszam, trochę mnie poniosło.-uśmiechnęłam się słodko.
-Trochę...ale wiesz co? To w Tobie uwielbiam.
-No ja w sobie też.-powiedziałam śmiejąc się.
-A Twoja skromność jest Twoją największą zaletą.-udawał poważnego.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Po chwili uspokoiliśmy się i zaczęliśmy się całować. Stopniowo pozbywaliśmy się naszej garderoby. W drodze do mojej sypialni zdążyliśmy zwalić kilka rzeczy z szafki jednak teraz nie liczyło się dla nas nic oprócz naszej miłości, dzięki której ta noc była niesamowita.

Dwa miesiące później(tak, tak wiem, że ciągle robię coś o kilka tygodni, miesięcy później, ale na razie tak musi być :))
Maja
Nie sądziłam, że to prawda. Lekarz kilka minut powiedział mi, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Niby ucieszyło mnie to, ale radość bardzo szybko zastąpił strach. Strach przed tym jak zareaguje Marcin. Bałam się, że nie będzie chciał tego dziecka. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie planowaliśmy, a teraz tak nagle powiem mu, że będzie ojcem? Na pewno nie będzie zachwycony. Jednak nie mogę tego przed nim ukrywać. Przecież już lekko widać, że przytyłam, głupi nie jest. Postanowiłam jak najszybciej to załatwić i niecierpliwie czekałam u niego aż wróci z treningu. Po godzinie żmudnego oczekiwania drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich rozpromienionego Marcin.
-O hej kochanie. Fajnie, że jesteś. Mam dla Ciebie niespodziankę.-powiedział całując mnie na powitanie.
-Ja też. Musimy porozmawiać. Usiądź.-tak jak go poprosiłam uczynił.
-Stało się coś?-zapytał łapiąc mnie za rękę.
-Nie, to znaczy tak....-zawahałam się przez moment.-Jestem w ciąży.
-Co? Jak to przecież...-nie ukrywał zdziwienia, rozumiałam go.
-W drugim miesiącu jeśli cię to interesuje.
-Byłaś u lekarza? Jesteś pewna?
-Gdybym nie była to bym Ci nie mówiła.-powiedziałam podniesionym głosem.
-Czekaj...Żartujesz prawda?-zapytał ironicznie.
-Nie! Nie żartuję! Ale widzę, że Ciebie to gówno obchodzi!-krzyknęłam
-Nie chodzi o to. Po prostu mnie zaskoczyłaś. Nie wychodź.-powiedział widząc jak zakładam kurtkę.-To nie jest tylko Twój, ale i mój problem, więc musimy sobie poradzić z nim razem.
-Słucham?! Kpisz sobie ze mnie?! Nazywasz nasze dziecko problemem?! Tak?! Wiesz co?! Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać ani Cię widzieć!-krzyknęłam jeszcze głośniej i chwyciłam za klamkę.
-Nigdzie nie pójdziesz!-krzyknął Wasyl chwytając mnie za nadgarstki.
-Bo co?! Uderzysz mnie?! No śmiało! Nie krępuj się!-nie sądziłam, że Marcin będzie do tego zdolny. Wymierzył w moją twarz bardzo mocno na co o mało co się nie przewróciłam po czym puścił moją rękę i pozwolił mi wyjść. 
Pojechałam do swojego mieszkania i całą noc przepłakałam. Podobnie mijały mi kolejne dni. Marcin dzwonił, siedział po kilka godzin pod drzwiami, ale nie miałam najmniejszej ochoty go wiedzieć.
Nie po tym jak się zachował. Nigdy nie przypuszczałam, że mnie uderzy. Jednak Gosia miała rację. Bałam się. Strasznie się bałam. Straciłam pracę, wyrzucili mnie z uczelni. Nie chodziłam w żadne z tych miejsc. Zamknęłam się w sobie i z nikim nie utrzymywałam kontaktów. Liczyło się dla mnie tylko moje maleństwo, które nosiłam pod sercem. Nie oczekiwałam niczyjej pomocy, ale strasznie bałam się bycia matką.

___________________________________________________________________
Dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem :) Obiecuję nadrobić wszelkie
zaległości na waszych opowiadaniach i pokomentować. 
Ten rozdział jest taki jakiś nijaki. Miało być fajnie i bezproblemowo, ale wyszło trochę inaczej.
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale w przyszłym tygodniu raczej nie dam rady ze względu
na szkołę. Z góry Was przepraszam. Pozdrawiam :*


sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 4

Majka
Kiedy tylko weszłyśmy do domu rodziców Gośka od razu zaczęła się drzeć.Wbiegła do kuchni i zaczęła lamentować do mamy o tym jaka to ja jestem nieodpowiedzialna. Mama nie miała pojęcia o co jej chodzi.
-Jak to o co mi chodzi?!-krzyknęła do niej Gośka.-Twoja kochana córeczka znalazła sobie faceta, który jest od o 13 lat starszy i ma dwójkę dzieci! Czy uważasz, że to jest normalne?!
-Uspokój się kretynko!-krzyknęłam do niej. Strasznie irytowało mnie jej zachowanie.
-Maja, mogłabyś mi to wytłumaczyć?-zapytała lekko podniesionym głosem.
-A czy tu jest coś do tłumaczenia? Gośka jak zwykle przesadza!-krzyknęłam złowrogo patrząc na siostrę.
-Ale to prawda co mówi?-spytała jeszcze głośniej.
-Tak! Marcin jest starszy ode mnie, ma dwójkę dzieci i cholernie go kocham! Nie wiem w czym ona widzi problem!
-Jak to w czym?! Masz 20 lat, a chcesz zmarnować sobie życie gówniaro!-krzyknęła Gośka.
-Masz natychmiast przestać spotykać się z tym mężczyzną! Ty już do reszty oszalałaś dziewczyno.-powiedziała mama i wyszła z kuchni.
-Widzisz co narobiłaś idiotko?!-krzyknęłam do siostry.
-Ja?! To nie ja jestem dziwką i nie szmacę się z byle kim!-krzyknęła na co ja wpadłam w furie.
-Doprawdy? Ja bynajmniej nie mam męża, który pieprzy się z tymi dziwkami!-krzyknęłam wymierzając siostrze w policzek. Wybiegłam z kuchni biorąc kurtkę z telefonem i wyszłam z domu. Poszłam do parku i pomimo tego, że było dużo śniegu usiadłam na mokrej ławce. Siedziałam tak rozmyślając przez dobre kilka godzin. Wiem, że przesadziłam uderzając Gośkę i mówiąc do niej w taki sposób o Darku, ale to ona nazwała mnie dziwką. Mój telefon dzwonił kilkadziesiąt razy i jego dzwonek zaczął mnie doprowadzać do szału, więc go wyłączyłam. Była Wigilia, a ja siedziałam sama w parku, zapłakana i zmarznięta.
Chciałam zadzwonić do Marcina, ale uznałam to za głupi pomysł. Na pewno siedział teraz z rodziną i spędzał miło czas. Na miejskim zegarze wybiła godzina 20. Postanowiłam wrócić do domu i iść spać. Byłam strasznie zmęczona tym wszystkim. Nigdy w życiu nie miałam gorszych świąt. Weszłam do domu i usłyszałam głośne rozmowy dochodzące z jadalni. Na pewno była tam cała rodzina, więc postanowiłam jak najciszej przedostać się do swojego pokoju, aby uniknąć zbędnych pytań o kolejnej kłótni. Nie miałam na to siły. Jak na złość przechodząc obok drzwi potknęłam się i cała rodzina odwróciła się w moją stronę.
-Majeczka!-krzyknęłam babcia-myśleliśmy, że dzisiaj Cię nie będzie, chodź tu siadaj i zjedz. Licho wyglądasz.
-Dziękuję babciu, ale pójdę do siebie. Przepraszam, dobranoc.-powiedziałam i jak najszybciej umiałam udałam się do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Rano obudziłam się dość wcześniej bo już o 5. Umyłam się, ubrałam i napisałam karteczkę, którą zostawiłam na łóżku.
Wracam do MOJEGO domu. Nie dzwońce, bo i tak nie mam zamiaru z Wami rozmawiać. Wymyślcie coś sensownego dla babci, żeby się nie martwiła.
Majka.
Nie musiałam pakować rzeczy, bo nawet nie zdążyłam się wczoraj rozpakować. Wzięłam walizkę i wyszłam z domu. Było dość ciepło jak na grudzień, więc spacerkiem przeszłam się do najbliższego przystanku, który był oddalony o 20 minut drogi od domu rodziców. Udało mi sie trafić tak, że akurat podjechał autobus do centrum. Po 30 minutach drogi byłam obok hotelu, w którym się zameldowałam. Nie mogłam przecież wrócić do Brukseli, bo obiecałam Marcinowi, że spotkam się dzisiaj z jego rodziną. Wzięłam długą kąpiel i położyłam się spać. Obudziłam się o godzinie 12. Miałam 25 nieodebranych połączeń od mamy i 1 od Marcina. Oddzwoniłam do mojego chłopaka i umówiłam się z nim, żeby po mnie nie przyjeżdżał, bo trafię sama. Nie mogłam mu powiedzieć, że nie jestem u rodziców. Przebrałam się w odpowiednie ciuchy i zadzwoniłam po taksówkę. Po 40 minutach byłam na miejscu. Dobre 10 minut stałam pod drzwiami bojąc się zadzwonić, jednak w końcu nacisnęłam na dzwonek. Po dosłownie sekundzie drzwi otworzył mi rozpromieniony Marcin.
-Cześć kochanie.-pocałował mnie na powitanie.-Mogłem po ciebie przyjechać...
-Jak widzisz nie musiałeś, bo dałam sobie radę i bez problemu trafiłam.-mój ukochany wziął ode mnie płaszcz i zaczął prowadzić mnie do salonu. Jego rodzice mieli naprawdę bardzo duży i łady dom.
-Nie stresuj się tak.-powiedział Marcin widząc moje zdenerwowanie.
-Aż tak widać?-zapytałam, ale nie zdążył mi odpowiedzieć, bo weszliśmy do salonu gdzie przebywała dość duża część jego rodziny. Wzrok wszystkich momentalnie skierował się na mnie. Poczułam się strasznie niezręcznie.
-Maja!-krzyknęła Zuzia przytulając się do mnie, dzięki czemu mój stres na moment się zmniejszył.-Jak fajnie, że przyszłaś.Patrz mam warkoczyki, babcia mi zrobiła.-mówiła pokazując włosy.-Robi prawie tak śliczne jak ty.
-Prawie? Są jeszcze ładniejsze-odpowiedziałam i mała "odkleiła się" ode mnie.
-A więc to jest Maja!-powiedział Marcin wskazując na mnie dłonią.
-Dzień dobry.-powiedziałam wymuszając uśmiech.
Wszyscy obecni przedstawili mi się. Rodzice Marcina wydali się być na prawdę pozytywnymi ludźmi. Uśmiech nie schodził im z twarzy i z tego co się domyślam, to nawet jeśli Marcin im nie powiedział to spostrzegli, że jestem od niego sporo młodsza. Pomogłam pani Marii przygotować obiad, ponieważ nie mogłam tak siedzieć czując na sobie wzrok wujków, cioć, babć i dziadków Wasyla. Jednak trochę obawiałam się zachowania jego mamy, gdy zostaniemy same. Moje obawy jednak  bardzo szybko się ulotniły, bo ani słowem nie wspomniała o niczym złym. Pytała oczywiście o moje plany zawodowe, rodzinę, studia, ale to było normalne. Chciała się czegoś o mnie dowiedzieć. O 20 zaczęłam się zbierać, rodzice Marcina kazali przekazać zaproszenie moim.-Żeby to było takie proste-pomyślałam, gdy o tym mówili.
Wasyl uparł się, że odwiezie mnie do domu. Nie mówiłam mu nic o kłótni z Gosią i rodzicami, ale w końcu musiałam.
-Odwieź mnie do hotelu Polonia.
-Jak to do hotelu? Nie jesteś u rodziców?-zapytał patrząc na mnie dość dziwnie. Już chciałam mu powiedzieć prawdę, ale przyszło mi do głowy kłamstwo, w które na pewno uwierzy.
-No niestety. Przyjechała prawie cała rodzina i zostali na kilka dni, wiec jestem zmuszona nocować w hotelu. Zresztą nie tylko ja, bo moja ciocia z wujkiem też tam sypiają zawsze, gdy są w Krakowie.
-Mogłaś przecież zostać...
-Nie mogłam.-przerwałam mu wiedząc, że chce powiedzieć, że mogłam zostać u jego rodziców. Jak on sobie to wyobraził? Nie odzywaliśmy się do siebie już przez resztę drogi. Dopiero pod hotelem pożegnaliśmy się. Powiedziałam Marcinowi też, że już jutro wracam do Brukseli. Wymyśliłam, że jednak muszę być w pracy. Wasyl zrobił kwaśną minę, ale musiał się z tym pogodzić. On wracał do Belgii dopiero po nowym roku. Jeszcze bardziej zniesmaczył go fakt, że sylwestra spędzimy osobno. Nie mogłam jednak nic na to poradzić.
Następnego dnia z rana miałam samolot. Przed południem byłam w Brukseli. Od razu pojechałam do swojego mieszkania, gdzie przespałam resztę dnia.

Marcin
Ten dzień spędziliśmy świetnie. Strasznie cieszyło mnie to, że Maja dogadywała się z moimi rodzicami, bo miałem co do tego pewne obawy, które jak widać okazały się na szczęście niesłuszne. Wieczorem odwiozłem ją do hotelu, ponieważ nocowała tam na czas gdy jej rodzina była w domu  u jej rodziców. Zdziwiło mnie to, bo wcześniej nic o tym nie wspominała. Mówiła wręcz przeciwnie, że znowu pośpi w swoim starym pokoju i domu, za którym tak bardzo tęskni. Powiedziała też, że wraca do Brukseli ze względu na pracę szybciej, a przecież dobrze wiem o tym, że ma urlop do 5 stycznia. Musiałem się dowiedzieć o co chodzi, więc postanowiłem zadzwonić do Gosi, bo na pewno wiedziała co jest na rzeczy. Jednak nie odbierała ode mnie. Nie miałem pojęcia co mogło się stać, dlatego zacząłem obmyślać mój plan. Na sam początek muszę...

W tym Maja była u rodziny Marcina:


________________________________________________________________
Bezsenność w nocy spowodowała, że napisałam taki oto rozdział. Jest trochę nudny
i bezsensowny. Przepraszam, że ostatnio tak zamulam. 
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach, te negatywne też, bo chciałabym 
wiedzieć co muszę poprawić w swoim pisaniu :)